Marcin Grabowski teksty Marcin Grabowski teksty Marcin Grabowski teksty Marcin Grabowski teksty

tekst: Marcin Grabowski
ilustracje: Monika Waraxa

"Idiota" Dostojewskiego. Ćwiczenie z adaptacji filmowej. Część druga.

Dramat idioty. Wybór formy

Czy idiota, człowiek chory, może mieć cel na tyle atrakcyjny a jednocześnie wiarygodny, aby zaangażował widza? Czy idiota w ogóle może mieć cel? Owszem, przecież wielu z nas ma jakieś cele... Wielu uważano za idiotów, a okazali się wizjonerami...

Cel sprzeczny z pragnieniem to najprostsza recepta na stworzenie dramatu postaci. W odniesieniu do "Idioty" może okazać się również przydatna.

Pragnienie Myszkina jest w powieści jasno sprecyzowane od końca pierwszej części: książę pragnie, aby Nastasja była szczęśliwa (zdrowa). Ale cel księcia pozostaje niejasny i do ostatnich stron dramaturgicznie "nie rozegrany". Na początku dowiadujemy się, że książę wraca do Rosji, aby rozpoznać i przeprowadzić sprawę spadku, który odziedziczył; cały temat zostaje szybko załatwiony i nie ma większego wpływu na wątek główny. Potem, będąc w lekturze, szukam tropów dotyczących celu, ale nie znajduję niczego definitywnego, więc po omacku próbuję przyszpilić dramat Myszkina: człowiek powszechnie uznany za idiotę zakochuje się w ofierze molestowania seksualnego - w kobiecie z silnym syndromem stresu pourazowego; to dopiero pół dramatu, szukam dalej...; dramat Myszkina wyraża się w tym, że książę myli litościwe współczucie z miłością; "nie miłością kocham, lecz żałością" - przyznaje Myszkin w rozmowie z Rogożynem; to tylko wskazówka, dalej... ; dramat księcia wyraża się w tym, że kocha kogoś, kto się go boi; księciu uzmysławia to pijany Lebiediew wyjaśniając losy Nastasji i Rogożyna:

"-Serio, serio, uciekła znowu od samego ołtarza. Tamten już minuty liczył, a ona tu do Petersburga i prosto do mnie: "Ratuj, ocal, Łukianie, i nic nie mów księciu..." Ona pana jeszcze bardziej się boi niż jego, w tym cały sekret!"

Boi się (również samej siebie) i kocha, o czym przekonuje Myszkina Rogożyn:

"-Ano, może naprawdę nie rozumiesz, he, he! Mówią przecie o tobie, że ty trochę... nie tego. Kto inny posiadł jej miłość, zrozum nareszcie! Tak samo jak ja ją teraz kocham, ona kocha się w innym. A wiesz, w kim? W tobie! Nie wiedziałeś, czy co?

-We mnie?

-W tobie. Wtedy zaraz cię pokochała, od pierwszej chwili, od imienin. Tylko jej się zdaje, że nie może wyjść za ciebie, ponieważ w ten sposób rzekomo zhańbi cię i zaprzepaści twoją przyszłość. "Wiadomo przecież, mówi, kto ja jestem." Ciągle powtarza to sama o sobie. I to wszystko powiedziała mi prosto w oczy. Ciebie boi się zgubić i zhańbić, a za mnie, owszem, nic nie szkodzi, można wyjść - tak bardzo mnie szanuje, zauważ tylko!"

Nim dotrę do końca lektury dramat Myszkina jawi mi się jako coś zawiłego i mrocznego: książę pragnie unicestwić się współodczuwając z neurotyczką obezwładnioną lękiem, przed nim i przed własnymi emocjami; tym samym dramat Nastasji Filipowny wyrażałby się w tym, że ona kocha Myszkina i boi się swojego uczucia (reakcja ofiary molestowania). Szukam celu księcia i odnajduję go dopiero z końcem lektury, w sekwencji proszonego przyjęcia u Jepanczynów, które dla głównego bohatera kończy się tragicznie. Książę dostaje ataku epilepsji. Ale nim dojdzie do ataku zjednuje sobie przychylność elitarnego towarzystwa, zostaje zaakceptowany jako narzeczony Agłai, przez krótki moment świat stoi przed nim otworem. Myszkin jest szczęśliwie zakochany, zaakceptowany i ma pieniądze, aby pięknie to życie przeżyć. A tu nadchodzi fala epileptycznego wstrząsu i wszystko to niszczy... Co za pech, że właśnie wtedy! W każdym razie na przyjęciu u Jepanczynów dowiaduję się, że książę...:

"Dawno już, skutkiem pewnych szczególnych dążności, poglądów i zamierzeń, pragnął się dostać do tak zaczarowanego kręgu ludzi i dlatego bardzo był ciekaw, jak wypadnie pierwsze wrażenie."

Dlaczego Myszkin chce poznać elitę? Przecież nie jest karierowiczem. Książę udziela towarzystwu wyjaśniającej odpowiedzi:

"Wracając tu do Petersburga dałem sobie słowo bezwzględnie zobaczyć naszych najwybitniejszych ludzi, najstarszych, najrdzenniejszych Rosjan, do których sam się zaliczam, wśród których sam jestem jednym z pierwszych po rodzie. Wszak teraz siedzę wśród takich samych jak ja książąt? Chciałem was poznać, było to konieczne, konieczne!... Zawsze słyszałem o was aż nadto dużo złego, więcej niż dobrego, o waszych drobnych i ekskluzywnych zainteresowaniach, o zacofaniu, o słabym wykształceniu, o śmiesznych nawykach - o, tak przecież o was mówi się i pisze! Z ciekawością szedłem tu dzisiaj i z niepokojem: musiałem sam zobaczyć i przekonać się, czy rzeczywiście ta cała wyższa warstwa Rosjan już na nic się nie zda, zupełnie się przeżyła, czy zamarł w niej prastary duch jej przodków, czy zdolna jest tylko zginąć, ale w nieustannej, drobnej, zawistnej walce z ludźmi... przyszłości, którym przeszkadza, nie dostrzegając, że sama ginie? I przedtem niezupełnie podzielałem te opinie, bo przecież u nas właściwie wyższej warstwy nie było nigdy, z wyjątkiem dworzan po mieczu albo... po łaskawym zrządzeniu fortuny, a teraz nie ma już wcale, prawda, prawda?"

Tuż przed atakiem epileptycznym książę odsłania cel swojego powrotu do Rosji:

"Boję się o was, o was wszystkich, i o nas wszystkich razem. Ja sam przecież jestem rodowitym księciem i siedzę w gronie książąt. Mówię, żeby ratować nas wszystkich, żeby nasz stan nie zniknął nadaremnie, w mroku, niczego się nie domyśliwszy, na wszystko złorzecząc i wszystko przegrawszy. Po co ginąć i ustępować miejsca innym, kiedy można zostać na czele i utrzymać godność starszeństwa? Gdy zostaniemy na czele, utrzymamy również władzę w swoim ręku. Będziemy służącymi, aby przewodzić".

 

A więc Myszkin powraca do ojczyzny z ogarkiem mesjanizmu, aby razem z równymi sobie urodzeniem, pracą u podstaw zmienić Rosję, przynosząc jej odnowę duchową. W rozgorączkowanej tyradzie stwierdza, że katolicyzm jest wiarą niechrześcijańską, że zafałszowuje obraz Chrystusa:

"Trzeba, by na odparcie Zachodu zajaśniał nasz Chrystus, którego myśmy zachowali, a którego oni nie znali nigdy! Nie łapiąc się niewolniczo na haczyk jezuitów, a niosąc im naszą rosyjską cywilizację, powinniśmy stanąć teraz przed nimi i niech się u nas nie mówi, jak dopiero co ktoś powiedział, że ich propaganda jest wytworna..."

Myszkin diagnozuje Rosjan:

" [...] Rosjanin, jeśli przejdzie na katolicyzm, to zaraz musi stać się jezuitą, i to najzajadlejszym; a gdy się stanie ateuszem, to zaraz zacznie się domagać wytępienia wiary w Boga przemocą, czyli znowu mieczem! Skąd się to bierze, skąd taka szalona zaciekłość? Czyż pan nie wie? Dlatego że ten Rosjanin w jednym lub drugim wypadku znajduje ojczyznę, którą tu przeoczył, i cieszy się z tego; znajduje brzeg, ląd stały i rzuca się całować ziemię! Bo nie tylko z samej próżności, nie tylko z samych marnych ambicyjek powstają rosyjscy ateiści i rosyjscy jezuici, ale też z bólu duszy, z pragnień duchowych, z tęsknoty za wielką sprawą, za trwałym gruntem, za ojczyzną, w którą przestali wierzyć, bo nigdy jej nie znali! Ateistą zaś tak łatwo zostać Rosjaninowi, łatwiej niż wszystkim innym na świecie! I Rosjanie nie stają się zwyczajnie ateuszami, ale muszą koniecznie uwierzyć w ateizm, stwarzając sobie jakby nową wiarę i nie widząc wcale, że uwierzyli w nicość. Taka jest nasza namiętność!"

Książę posuwa się do retoryki szowinistycznej:

"Wskażcie Rosjaninowi rosyjski Świat, dajcie mu odnaleźć to złoto, ten skarb, ukryty przed nim w ziemi! Pokażcie mu przyszłe odrodzenie całej ludzkości i jej zmartwychwstanie, co może sprawić tylko myśl rosyjska, rosyjski Bóg i Chrystus, a zobaczycie, jaki olbrzym potężny i szczery, mądry i łagodny powstanie przed zdumionym światem, zdumionym i strwożonym, gdyż oni spodziewają się od nas tylko miecza, miecza i gwałtu, gdyż oni, sądząc po sobie, mają nas za barbarzyńców." Ostatnie słowa księcia na moment przed finałowym atakiem: "Słuchajcie! Wiem, że mówić nie jest dobrze: lepiej dać po prostu przykład, lepiej po postu zacząć... ja już zacząłem... i - i czyż naprawdę można być szczęśliwym? O, cóż znaczy mój smutek i moje nieszczęście, gdy w mojej mocy jest uczynić się szczęśliwym? Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha! O, ja tylko nie umiem wypowiedzieć... a ileż jest na każdym kroku takich pięknych rzeczy, które nawet najbardziej zatracony człowiek znajduje pięknymi? Spójrzcie na dziecko, spójrzcie na jutrzenkę bożą, spójrzcie na trawkę, jak rośnie, spójrzcie w oczy, które patrzą na was i kochają was..."

Nie bez powodu zamieszczam długie cytaty o wymowie szowinistycznej i krytyczne wobec Rosjan. W adaptacji użyłbym ich jako punktu wyjścia do napisania monologu o wadach polskości. Dostojewski mógłby być zadowolony z takiego zabiegu, chociaż to nie prawda, że nie lubił Polaków. Po prostu w swojej twórczości realizował założenia rosyjskiej historiozofii, w której Polak utożsamiany jest z najeźdźcą i okupantem.

 

Gdyby uznać za cel Myszkina powrót do elity, to jego pragnienie doskonale z tym celem koliduje. Myszkin nie zostałby przyjęty do sfery wyższej będąc w jakiejkolwiek relacji z kobietą uznaną za upadłą. Podobnie dzieje się w powieści, ale tę opcję na dramat odkrywam dopiero na końcu lektury. Na marginesie, naszemu Wokulskiemu społeczeństwo klasowe też zamykało drogę do właściwej jego ambicjom pozycji społecznej, tylko że Wokulski kochał jedną kobietę, a nie dwie. Eugeniusz Pawłowicz, postać pusta (sam o sobie tak mówi), po rozmowie z księciem, który stracił już Agłaję, tak o nim myśli: "Cha, cha! Jak można kochać dwie kobiety na raz? Jakimiś odmiennymi dwiema miłościami? To ciekawe... biedny idiota! Co z nim teraz będzie?"

W oparciu wyłącznie o materiał literacki dramat Myszkina wyraża się się gdzieś pomiędzy współodczuwaniem, poświęceniem a szaleństwem. W tych stanach emocjonalnych odnajduję kod genetyczny gatunku, w jakim można by napisać scenariusz. Myślę o tym, jaką umowę chciałbym zawrzeć z widzem. Ustalam konwencję - zbiór cech przypisanych do danego gatunku - wychodzi mi dramat psychologiczny ze zbrodnią w finale; coś, co dało by się też określić jako thriller. Poprzez tę formę chciałbym oddać "emocjonalne jądro" (temat) powieści Dostojewskiego. Dla mnie tematem "Idioty", jego "emocjonalnym jądrem", o którym pisze Forman, jest tragizm człowieka, który nie kocha siebie samego, dlatego poświęca własne szczęście w imię współodczuwania.

 

Fragment, w którym Myszkin wyznaje Agłai Iwanownie, że nie kocha Nastasji podsuwa mi myśl, aby wyjąć księcia z drugiej połowy lat sześćdziesiątych XIX wieku i przenieść do czasó w współczesnych (producenci odetchnęliby z ulgą; kostium jest drogi):

"Ta nieszczęśliwa kobieta wyobraża sobie, że jest najbardziej upadłą, najbardziej grzeszną istotą na całym świecie. O, niech jej pani nie potępia, nie rzuca na nią kamieniem. Ona aż nadto sama siebie umęczała świadomością swojej niezasłużonej hańby! I cóż jest winna, mój Boże! O, ona bez ustanku krzyczy jak szalona, że nie uznaje żadnej swojej winy, że jest ofiarą ludzi, ofiarą rozpustnika i niegodziwca; ale cokolwiek by mówiła, niech pani wie, że ona pierwsza nie wierzy sobie i że przeciwnie, w swoim sumieniu jest najzupełniej przekonana, iż wina... leży wyłącznie po jej stronie. Kiedy próbowałem rozproszyć te ciemności, dochodziła do takich cierpień, że nigdy nie zagoją się rany w moim sercu, dopóki będę pamiętał o tych okropnych czasach. Serce mam jakby przebite raz na zawsze. Wie pani, dlaczego ona uciekła ode mnie? Właśnie tylko dlatego, aby mi dowieść, że jest nikczemna. Ale najokropniejsze w tym wszystkim jest to, że sama może nie zdawała sobie sprawy, iż chodzi jej wyłącznie o to, aby dowieść mi swojej nikczemności, a uciekła dlatego, że w głębi duszy pragnęła koniecznie popełnić jakiś hańbiący uczynek, by móc potem powiedzieć sobie: "Popełniłaś nową podłość, więc jesteś nędznym stworzeniem!" O, może pani tego nie zrozumie, Agłajo Iwanowno! Czy pani wie, że w tym ciągłym uświadamianiu sobie hańby ona może znajdowała właśnie jakąś okropną, nienaturalną rozkosz, rozkosz dokonywanej na kimś zemsty. Czasem udawało mi się osiągnąć to, że znowu jakby widziała dokoła siebie światło; natychmiast jednak znowu zaczynała się oburzać i dochodziła do tego, że nawet z goryczą oskarżała mnie o to, iż się nad nią wywyższam (kiedy mi to nawet na myśl nie przychodziło), i wreszcie na propozycję małżeństwa oświadczyła wprost, że od nikogo nie potrzebuje ani wyniosłego współczucia, ani pomocy, ani "podniesienia do swojego poziomu".

Ileż w tym portrecie skarbów dla scenarzysty: neuroza, masochizm, lęk przed zaangażowaniem emocjonalnym lub całkowite odcięcie od emocji, etc. - zaburzenia powszechne w dzisiejszych czasach. A więc byłaby to adaptacja uwspółcześniona. Myszkin wracałby ze Szwajcarii a może z Tybetu (?) do Polski, wprowadzałby nas w świat współczesnej polskiej elity. Pilnowałbym, aby wymowa adaptacji nie sprowadzała się do tendencyjnej krytyki zjawisk psycho-socjologicznych, np. krytyki moralności mieszczańskiej czy kultu pieniądza, jak w sowieckiej ekranizacji "Idioty" Iwana Pyrjewa.

ilustracja: Monika Waraxa

Koniec części drugiej


  1. T. Sucharski, Dostojewski w polskiej powojennej refleksji humanistycznej, "Napis" XXIV 2018, s. 63